Ahmed był najlepszym w stolicy lutnistą. Oczywiście, myśmy to raczej przeczuwali niż mieli dowiedzione obiektywnie, ale faktem jest, że na żywo nikt z nas nigdy lepszego wirtuoza arabskiej lutni nie słyszał.
Nadszedł jednak dzień, kiedy grajek ów haniebnymi czynami naraził się naszej małej społeczności. Skutkiem tego został z niej wygnany i wkrótce w dzielnicy słuch o nim zaginął.
W tamtym dalekim kraju, w którym ciągle panoszy się dobrodziejstwo prohibicji, wieczory są długie, ale alkohol zawsze dociera na czas. Często zasiadaliśmy wspólnie i wypatrywaliśmy świtu słuchając starych arabskich pieśni o miłości i śmierci. Śpiewaliśmy i tańczyliśmy przy dźwiękach soczystych popisów późniejszego banity.
W owym czasie tęskniłam jak wariatka za niejakim Antoniem, najprzystojniejszym-Hiszpanem-świata. Taka tęsknota, zdaje się, przytrafia się człowiekowi tylko raz w życiu. A być może tak mi się tylko zdaje, bo pewnie zużyłam wówczas cały jej zapas z mojego bytowego przydziału. Ahmed podczas wielu libertyńskich wieczernic rozrzewniał towarzystwo, intonując między innymi Nie myśl, kochanie, że cię zapomnę. Kiedyś poprosiłam o tę pieśń, dedykując ją w myślach przeklętemu Antoniowi. Zagrał, a doceniając i moją śmiałość, i niesłychany afekt, jaki u mnie wywoływała, wykonywał ją później co wieczór, nawet kilkakrotnie. Po jakimś czasie chłopaki na ulicy nie krzyczeli za mną inaczej, jak „Madżda, nie myśl, kochanie!”
Kiedyś pojechaliśmy na wycieczkę: my dwie, Ahmed, jego lutnia i pewien niewydarzony kierowca. W hotelu sprzedano nam spod lady podrabianego smirnoffa. Czas aż po wschód słońca przepędziliśmy grając, śpiewając i racząc się. To ta noc właśnie zapoczątkowała zgubę naszego muzyka, ale – mimo wszystko – jako lutnista przeszedł wtedy sam siebie. Grał jak szalony. Błyskał swoimi karbonowymi oczętami raz po raz w nasze niebieskie. „Aj, Ahmed! – wybuchłam uradowana – Na Allaha! Ty to jesteś szatan!” On na to: „Oj tak, jestem szatan. Ale biedny. Tak, szatan, ale biedniutki...”
czwartek, 13 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz